Ewolucja w środkach higieny – pasta do rąk
„Jasny gwint, ale strasznie piecze” – to mniej więcej tak wyglądało zdanie, które wręcz wykrzykiwałem, ilekroć przyszło mi do głowy domyć olej z rąk, tuż po tym, gdy skończyłem prace przy swym motocyklu. Mamusiu, ile to ja wówczas wypłakałem łez, aby me łapeczki nabrały lśnienia sprzed paruset minut. Pasta do rąk nierzadko powodowała, że wyłem, jakby wilk do księżyca, lecz najważniejsze, iż przychodził oczekiwany efekt. Któż znał wtedy marki, takie jak chociażby Hagleitner, bądź Satino. Znaczenie posiadało wyłącznie to, żeby nie zostać całkowicie upapranym.